Witaj w serwisie Trening.net.pl. Nie posiadasz jeszcze konta? Załóż je!
  • Logowanie:

Lech, a Puchar UEFA Komentarzy : 4

trening piłkarski - Lech, a Puchar UEFA Lech Poznań jako jedyny polski klub w sezonie 2008/ 2009 osiąga sukcesy w Pucharze UEFA. Losy "Kolejorza" postanowił wnikliwie przeanalizować Ziela



Sezon 2007/2008 poznaniacy zakończyli na czwartym miejscu, które oczywiście nie dawało im możliwości walki o awans do pucharu UEFA. Jednak rezygnacja Groclinu, który zajął trzecie miejsce i którego prezes za wszelką cenę w tamtym okresie dążył do znalezienia klubu który wykupi od Drzymały drużynę z Grodziska, umożliwiła Lechowi wzięcie udziału eliminacjach w miejsce Groclinu. Trzeba zatem przyznać, że drużyna, która teraz jest wizytówką polskiej piłki klubowej w Europie, dostała szansę gry na arenie międzynarodowej dość przypadkowo i szczęśliwie.

W pierwszej rundzie eliminacyjnej Lech i Legia wylosowały, jak się można było spodziewać, drużyny ze wschodniej i północnej części Europy. „Duma Wielkopolski” nisko wygrała z Khazarem Lankaran 1:0. Był to mecz wyrównany jednak rozsądnie grający Poznaniacy po bramce debiutującego Roberta Lewandowskiego wywieźli z Azerbejdżanu cenne zwycięstwo. W rewanżach polskie drużyny wyciągnęły wnioski z poprzednich spotkań i wysoko wygrały (i Legia i Lech po 4:1), awansując do kolejnej rundy.
Pomimo niskiej klasy obu rywali wierzono, że tak dobrze grające w rewanżach polskie drużyny mają realne szansę na grę jesienią w pucharze UEFA.

W kolejnej rundzie eliminacji warszawska Legia trafiła na FK Moskwa, a Lech na Grasshopper Zurich. W obu klubach optymistycznie oceniano szanse klubów na awans. Pierwsza grała Legia. Przy milczących trybunach i kibicach, którzy tylko spontanicznie co jakiś czas manifestowali swoje poglądy polityczne na temat wojny w Gruzji, stołeczni piłkarze czuli się dość nieswojo. Od początku też ich gra nie wyglądała tak jak powinna. Legioniści wyszli na boisko na „miękkich nogach”, a na boisku grali tak, jakby nie chcieli drażnić rywala, który kiedy tylko zobaczył, że Legia w tym meczu nie chce im zrobić krzywdy, zaatakował. Legia przegrała 2:1, a trener Jan Urban mógł sobie pluć w brodę, że nie potrafił zmobilizować zespołu do ambitnej gry z rywalem, który jak najbardziej był w zasięgu „Wojskowych”. Mecz Legii był transmitowany przed meczem Lecha, stąd też cześć kibiców, którzy oglądali grę „Stołecznych”, mogło stwierdzić, że to kolejny raz, kiedy polskie zespoły nie mogą poradzić sobie z bardziej konkretnym przeciwnikiem niż np. Vardar Skopje.

Takiej opinii nie wyrażało jednak na pewno 17 000 kibiców „Kolejorza”, którzy tego sierpniowego wieczoru zapełnili stadion przy Bułgarskiej. Franciszek Smuda zapowiadał przed meczem, że zespół będzie chciał od samego początku narzucić gościom swój styl gry. I tak rzeczywiście było. Już po pierwszym gwizdku uskrzydlony fantastycznym dopingiem Lech rzucił się do ataku. „Worek z bramkami rozwiązał” Hernan Rengifo, który tym samym rozpoczął wielkie strzelanie. W tym meczu Lechowi wychodziło praktycznie wszystko. I obrona, i pomoc i atak wzorowo wywiązywały się ze swoich obowiązków. Grający szybką i ofensywną piłkę Lech budził radość w oczach widzów. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 6:0 dla „Kolejorza” i był to wynik jak najbardziej zasłużony. I kibice i piłkarze Lecha byli już zapewne myślami w następnej rundzie, chociaż trener poznańskiej drużyny przypominał, o meczu rewanżowym i zastrzegał, że Lech zagra w Zurychu z takim samym zaangażowaniem.

Jednak w Szwajcarii piłkarze z Poznania nie potrafili zapomnieć o tak wysokiej bramkowej zaliczce. Wpłynęło to na grę Lecha i po dość nudnej grze mecz zakończył się bezbramkowym remisem. Mimo to wszyscy byli jednak zadowoleni i ze spokojem czekano na ostatniego rywala w rundzie eliminacyjnej. Warto jednak pamiętać o istotności spotkania w Poznaniu. Mecz z Grasshopper był dla Franciszka Smudy tym, czym mecz z Portugalią dla Leo Beenhakkera. I dla reprezentacji i dla Lecha były to mecze, w których obie drużyny praktycznie pokazały szczyt swoich piłkarskich możliwości. To właśnie takie mecze pozwalają wierzyć kibicom w swoje drużyny mimo słabszych występów. I tak było, bo oglądając Lecha w późniejszych meczach, wszyscy chcieliśmy zobaczyć tą bramkostrzelną drużynę, grającą ofensywny futbol.

W samym przedsionku Pucharu UEFA, a więc w ostatniej rundzie eliminacji los przydzielił Lechowi Austrię Wiedeń. Zespół dobrze znany polskim drużynom zdawał się być jak najbardziej w zasięgu polskiej drużyny. Jednak w Wiedniu „poznańska lokomotywa” została po raz pierwszy wykolejona. Niefaworyzowana z początku Austria zagrała tak, jak powinno grac się na własnym boisku. Lech był wyraźnie zaskoczony, jednak nie dał się całkowicie zdominować gospodarzom. Po utracie bramki w drugiej połowie, odpowiedział natychmiast w następnej akcji. To jednak nie zniechęciło piłkarzy Austrii. Tak samo jak niewykorzystany karny parę minut później. Kiedy wszyscy już liczyli, że szczęście jest po stronie Lecha, gospodarze po kolejnym stałym fragmencie zdobyli prowadzenie i mecz zakończył się zwycięstwem Austrii. Mimo to gra Lecha pozwalała na optymizm przed rewanżem.

W zasadzie wszyscy dookoła powtarzali, że do awansu tak naprawdę wystarczy jedna bramka. Jednak trener Smuda zapowiadał że jego drużyna nie będzie grac „na 1:0”. Już po 10 minutach gry przy Bułgarskiej dzięki agresywnym atakom piłkarze „Kolejorza” zdobyli gola i po pierwszej połowie to oni mieli awans w kieszeni. Niestety w drugiej części gry piłkarze Lecha zamiast pójść za ciosem woleli spokojnie kontrolować wynik co pozwoliło Austrii na otwarty atak na bramkę Kotorowskiego. Ataki przyniosły rezultat w 61 minucie kiedy to sędzia przyznał gościom rzut karny, który został przez nich pewnie wykorzystany i od tej pory Lech znowu musiał gonić i postarać się chociaż doprowadzić do dogrywki. Pięć minut przed końcem ich determinacja została nagrodzona bramką. Grający niezwykle ofensywnie Arboleda fantastycznie wrzucił piłkę w pole karne, głową przedłużył Lewandowski, a szansę jeden na jeden z golkiperem gości wykorzystał Sławomir Peszko i czekała nas dogrywka. Mający na boisku trzech napastników Lech napierał do przodu od samego początku. W 8 minucie dogrywki Robert Lewandowski zdecydował się na strzał zza pola karnego. Mocno kopnięta piłka poleciała płasko i odbijając się od paru obrońców Austrii zmieściła się idealnie między słupkiem a rzucającym się bramkarzem. Wydawać by się mogło, że ta bramka może zwalić gości z nóg.
Nic podobnego. Zawodnicy „Kolejorza” najprawdopodobniej myślami świętowali już w szatni awans, gdy Austria odpowiedziała już w następnej akcji bramką. Piłkarzom Lecha nie pozostało zatem już nic innego jak tylko zmasowany atak na bramkę rywala. W 120 minucie tego niesamowitego spotkania stało się coś, za co tak bardzo kochamy futbol. Stało się coś nieprawdopodobnego. Wydawało się, że to już ostatnia akcja tego meczu, prawą stroną boiska popędził Sławomir Peszko po czym dośrodkował w pole karne. Obrońcy Austrii próbowali za wszelką cenę wybić piłkę, jednak zrobili to o tyle niefortunnie, ze znalazła się ona pod nogami Rafała Murawskiego , który nie myśląc za długo oddał bezpośredni strzał na bramkę gości. Euforia. Tylko tak można określić uczucie które tego wieczoru zawładnęło stadionem przy Bułgarskiej kiedy futbolówka zatrzepotała w siatce po strzale kapitana Lecha. Mecz zakończył się wynikiem 4:2 dla Lecha i teraz trzeba było tylko czekać na to jakich przeciwników przydzieli Polakom los w tej jakże upragnionej przez wszystkich fazie grupowej.

CSKA Moskwa, Deportivo La Coruna, AS Nancy oraz Feyenoord Rotterdam- to zespoły z którymi Lech Poznań miał stanąć do walki o awans do następnej rundy. W Poznaniu uważano, że jest to grupa, z której można wyjść. Internauci i kibice oceniali, że Lech awansuje, ale z trzeciego miejsca, czyli ostatniego premiowanego awansem. Pierwszy mecz „Kolejorz” rozgrywał na własnym stadionie z AS Nancy. Wartym podkreślenia był pewien ruch Franciszka Smudy, który zdecydował się aby bardzo dobrze grającego jak dotąd Kotorowskiego zastąpił między słupkami nowy nabytek Lecha Ivan Turina. Kibice Lecha bramkę zobaczyli już w 5 minucie kiedy kontrę dla Lecha wyprowadzili Stilic i Peszko, a ten ostatni zdobył 1000 bramkę na konto polskich klubów w europejskich pucharach. Niestety pięć minut później obrona „Kolejorza” głupio zaspała i Malonga z dwóch metrów pokonał Turinę. W 22 minucie po raz kolejny swoim piłkarskim talentem błysnął Semir Stilic. Z około 40 metra oddał tak bardzo precyzyjny strzał na bramkę Nancy, że bramkarz gości nie lada tym zaskoczony złapał piłkę, jednak za linią bramkową i po tym magicznym uderzeniu Bośniaka Lech prowadził 2:1. Przez resztę meczu Lech miał pod kontrolą przebieg spotkania, jednak 10 minut przed końcem w paru ładnych podaniach goście przemieścili się pod bramkę Turiny, który nawet nie zareagował przy bardzo precyzyjnym i dokładnym strzale Zerki.

Z jednej strony po meczu czuło się wielki niedosyt, z drugiej zaś powtarzano, że Lech zagrał bardzo ładny futbol i że to dopiero pierwszy mecz. Trzy tygodnie później Lech miał do rozegrania mecz z głównym faworytem swojej grupy, CSKA Moskwa. Na niekorzyść piłkarzy Franciszka Smudy przemawiał również fakt, że był to mecz wyjazdowy. Mimo wszystko trener polskiej drużyny zapewniał, że jego piłkarze nie przestraszą i zagrają tak samo pewnie jak robią to przy Bułgarskiej. Niestety, psychika zrobiła swoje. W pierwszej połowie piłkarze Lecha nie grali tak, jak obiecywał ich szkoleniowiec. Pierwsza i druga bramka dla gospodarzy padła po błędzie obrońców Lecha. W szatni w czasie przerwy trener Smuda miał za co rugać swoich podopiecznych. Druga połowa to zupełnie inne oblicze piłkarzy „Kolejorza”.
Szczególnie po pięknej bramce z rzutu wolnego genialnego Semira Stilicia Lech zaczął grac z CSKA jak równy z równym. Niestety piłkarze ze stolicy Wielkopolski nie potrafili udokumentować tego bramką i ostatecznie wynik już nie uległ zmianie. Po raz kolejny i jak się okazało później nie ostatni, mogliśmy pluć sobie w brodę i żałować. Znów jednak liczono, że następny mecz z Deportivo na własnym stadionie Lech wygra i tym samym zwiększy swoje szanse na awans. Mecz ten jednak nie zaczął się na korzyść Lecha.
Kibice przy Bułgarskiej nie zdołali jeszcze dobrze zasiąść, a Ivan Turina już musiał wyjmować piłkę z siatki. Nie zrażony szybką stratą bramki „Kolejorz” prowadził bardzo ładną i wyrównaną grę z hiszpańskim zespołem. W 41 minucie pod doskonałej akcji z udziałem obrońcy Arboledy, bramkę zdobył Hernan Rengifo. W dalszej części gry byliśmy świadkami bardzo ofensywnej gry obu ekip i to z pewnością wpłynęło na to, że rezultat tego spotkania nie uległ już zmianie. Lech po raz kolejny rozegrał bardzo dobry mecz, ale po raz kolejny nie był w stanie zdobyć pierwszych trzech punktów w rozgrywkach fazy grupowej.

Ostatnią szansą na awans i pierwsze zwycięstwo był mecz ze słabiutkim Feyenoordem. Ten mecz trzeba było wygrać i wszyscy doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Upragniona i jedyna w tym meczu bramka padła w 27 minucie po strzale obrońcy Lecha, Ivana Djurdjevicia. W tym meczu widać było już zmęczenie piłkarzy „Kolejorza” i zasadniczo żaden z zawodników nie wyróżnił się czymś pozytywnym włącznie z zachwalanym przez wszystkich Stiliciem. Można śmiało powiedzieć, że to Feyenoord zagrał tak słabo, a nie Lech tak dobrze. Ale nic to. Trzeba było się cieszyć z upragnionego awansu i przymrużyć oko na komentarze, że Lechowi awans po raz kolejny dała jedna bramka.

W kolejnej fazie Lech Poznań zmierzy się z włoskim Udinese Calcio. Trener Smuda tylko szeroko się uśmiecha i zapowiada, że jest w stanie „zrobić wynik”. W tym okienku transferowym udało się Lechowi nie stracić żadnych zawodników z żelaznego trzonu drużyny, a kontynuowany jest tzw. „bałkański zaciąg”.

A więc „dlaczego Lech”? Co pokazali ci zawodnicy czego brakowało innym polskim drużynom wcześniej regularnie odpadających z rozgrywek europejskich na poziomie eliminacji? Przede wszystkim niezwykłe zaangażowanie i chęć zwycięstwa. Piłkarze Lecha prawie zawsze potrafili grac bez kompleksów i bez zbędnych słów potrafili pokazać na boisku jak bardzo im zależy na awansie. Tej woli walki, którą zaszczepił w zawodnikach „Kolejorza” Franciszek Smuda, powinny się uczyć inne polskie kluby, bo tego przede wszystkim im brakuje.

Czy Lech Poznań będzie w stanie pokonać swojego rywala, który od niedawna zaczął grac coraz lepiej w Serie A? Czy problem korupcji, który niedawno dotknął Lecha, a dokładnie dwie jego wielkie legendy, wpłynie na grę poznaniaków? Wspaniałego i jakże emocjonującego nas wszystkich serialu pt, „Lech w Pucharze UEFA” ciąg dalszy już od 19 lutego.

  • Dodał: Ziela
  • Data: 18/02/2009 21:15
  • Kategoria: Publicystyka
  • Komentarzy: 4
  • Czytań: 2319

Komentarze czytelników

For the guy talking about contextual backlinks,real estate seo expert,seo optimization,backlinks are,seo for my website,dofollow backlink websites list,web design services for small business,on page and off page seo,inbound backlinks,seo roundtable,freelance seo consultant,web design quote,do backlinks help seo,ecommerce web developer,wordpress maintenance packages,free backlinks submitter,b2b backlinks,one way link building,reddit link building, I recommend this <a href=http://forum.wolfgangregistry.com/viewtopic.php?p=51287>highest rated website services for better seo traffic</a> for seo website,find keywords for website,local seo agency,guest blogging for backlinks,web2 0 backlinks,image link building,get free backlinks to your site,quality forum backlinks,high domain authority links,buying backlinks on fiverr,seo and digital marketing,weebly seo,inbound links in seo,free backlink maker,pbn backlinks for sale,gov backlinks free,list backlink profile,white hat link building strategies,removing bad backlinks,small business website design,also. See More <a href=https://www.changjiangshequ.com/forum.php?mod=viewthread&tid=28556&pid=109079&page=1&extra=page%3D1#pid109079>Top SEO Service Blog</a> 51a6530
Fakt Pankiew ma racje, trochę faza grupowa przysypia człowieka, ale art naprawdę na bardzo dobrym poziomie Smile No i tak długość Smile Gratuluje wszystkim co dotarli do końca
Dzięki wielkie, starałem sie...
O kurcze, ale zes sie rozpisalSmile Bardzo obszernie napisane, ladnie, tylko ciut za dlugo, bo przy fazie grupowej zaczolem sie troche nudzic. Poczatek to troche tak jakbys pisal skrut meczu, ale reszta jak najbardziej na wielki +

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.

Oceny

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony

Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Brak ocen. Może czas dodać swoją?
Cieszymy się, że chcesz z Trening.net.pl szkolić swojš technikę piłkarskš, pracować nad kondycjš, siłš i zachowaniem na boisku!